div#facebook { position: fixed; right: 10px; top: 10px; width: 32px; }
Weteran
Nad placem zbierały się chmury. Dął zimny i porywisty wiatr z Północy, płótna namiotów podrygiwały w rytm podmuchów. Na pole z każdym dniem przybywały nowe oddziały i zwykli tułacze szukający roboty w armii. Kawaleria z byle jakich desek skleciła naprędce stajnie, które znacznie utrudniały większym batalionom poruszanie się po dystrykcie, gdyż konni nie przejmowali się zbytnio strategicznym umiejscawianiem szop. Żołdacy szukali schronienia pod zadaszeniami ze zszytych ze sobą starych żagli, niektórym szczęśliwcom udawało się wedrzeć do zatłoczonych karczm i zajazdów. Na obrzeżach stały wszelakie machiny wojenne i oblężnicze, przysadziste katapulty i trebuszety, podobne do kusz balisty i arkabalisty, wieże oblężnicze, winee oraz jeden z najnowszych wynalazków krasnoludzkich metalurgów- bombarda. W samym środku placu namioty rozłożyli najważniejsi dowódcy, hrabiowie, książęta i cała reszta magnackiej hołoty. Nakazali nawet otoczyć swoją szlachecką dzielnicę prymitywną palisadą, dzięki czemu nikt nie mógł się dostać do tegoż rewiru bez wiedzy wartowników.
Staliście właśnie przed wysoką drewnianą furtą, nie do końca znając powód wezwania. Stary strażnik o wielkim brzuszysku czytał z wielkim trudem wasze glejty, marszcząc przy tym czoło na mnóstwo przezabawnych sposobów. Wreszcie, po trudach nieznanych inteligentym ludziom, oddał dokumenty i skinął przyzwalająco głową, jednocześnie machnąwszy do wojaków stojących przy bramie, by was przepuścili.
- Panowie szlachta nie majom na razie czasu, musicie se poczekać w tej naszej chatce. - Wskazał dziwną konstrukcję z drewna, brudnych płacht i strzechy. - Poślom po wos, jak byndom chcieli. No, mykajcie!
Ostatnio edytowany przez Cmentarius Bragg (07-05-13 00:27:44)
Offline
Kuri poprawił łuk, który jak zwykle mu się osunął. Powędrował w stronę "baraku".
-Trochę... prowizoryczne -pomyślał. Znalazł wolne miejsce, po czym zasiadł pod dachem. Nie był pewien dlaczego, ale zapadła jakaś dziwna atmosfera.
-Co was tu przygnało? -spytał obecnych. -Mnie, nie ukrywam, chęć zarobku. Podobno wszystko co uda nam się zabrać będzie nasze, tak słyszałem. W sumie nie zdziwiłbym si,e gdybyście mieli podobne powody...
//Sorki że tak mało, ale co miałem napisać?//
Offline
Mimo dawnych wydarzeń Beatrycze nie zatraciła świadomości swojej osoby. Dumnie kroczyła, surowo spoglądając na okoliczną hołotę. "Minęły to czasy, kiedy najwytrwalsi w wierze ruszali w bój dla dobra..." Nie skończyła przemykających przez jej głowę myśli, gdy to dostrzegła mężczyznę o długich, pokrytych czernią włosach. "...liczy się ilość, każdy kto umie dzierżyć miecz przypałętał się z pragnieniem łatwego zarobku".
Znała zagrożenie na tyle dobrze, że jedynie co mogło ją przerazić to pustka w głowie po rytuale oczyszczenia. Miała nadzieje, iż to podczas krucjaty wrócą jej wspomnienia wielkich bitew miejsca, które niegdyś mogła zwać domem, Gharald. Doszły do niej słuchy z ust ukrytego we czarnych włosach.
- ... - Przemilczała tą wypowiedzianą oczywistość, odpowiadając jedynie lekko zdegustowanym wyrazem twarzy. Skierowała się ku barakom, widziana jej oczami prowizoryczna budowa budziła w niej skryte pokłady przeszłości. W dawnej krucjacie batalie przybierały taki charakter, iż nie było czasu nawet na spoczynek. Ruszało się cios za ciosem, ku gnieździe pełnym maszkar nie z tego świata.
Offline
Firax, zaintrygowany tym co powiedział mu karczmarz, postanowił rozejrzeć się po Placu Krucjatorów. Temat wojny niezwykle go zaciekawił, szczególnie, że dzięki temu może nadarzyć okazja do powrotu do rodzinnej twierdzy paladynów. Był pewien, że dzięki jego umiejętnościom uda mu się dołączyć do wyprawy. Poza tym liczył, że jego ostatni wyczyn zapewnił mu wystarczający rozgłos, aby łatwo się zaciągnąć...
Gdy młody paladyn wszedł na plac starał się jakoś ogarnąć w sytuacji. Pytał większość przechodniów gdzie i jak można się zgłosić do poboru...
Offline