div#facebook { position: fixed; right: 10px; top: 10px; width: 32px; }
Po prawie 15 minutach przerażającej ciszy i samotności, które zdawały ci się być godzinami, usłyszałeś cichy szelest dochodzący ze szczeliny. Nie minęła chwila, a twój towarzysz stał naprzeciw ciebie.
- Jest dobrze. Wejście tylko przez pierwszych kilka metrów jest ciasne, później można poruszać się swobodnie. - uśmiechnął się. - Idąc cały czas korytarzem dochodzi się do wielkiej jaskini, niestety kilka metrów nad ziemią. Widziałem, że zaczęły już przygotowania. W środku pali się już sześć ognisk. Główne wejście znajduje się po drugiej strony góry, więc tutaj konie powinny być bezpieczne. - na te słowa koniki poruszyły ciekawsko uszami i spojrzały na was podejrzliwie. - Niestety, kobiety są uzbrojone i wygląda na to, że wiedzą jak się tą bronią posługiwać. Naliczyłem ich około 40, z czego nieco więcej niż połowa ma miecze. Pozostałę to chyba kapłanki, gdyż ubrane są w... właściwie to...w nic, bo ubrane.. nie są... - wyjąkał i zarumienił się, spuszczając wzrok na ziemię.
Offline
Administrator
- Kurwa - zaklął głośno Tirvatar i przywalił kułakiem w skałę. Chciał dać upust swojej bezsilności, ale od tego zabolała go mocno dłoń. Mikstura złości i gniewu wrzała w całym jego ciele.
- Jak mamy się przedostać niezauważeni? - mówił sam do siebie. Spokój, Tirvatar, spokój. Myśl trzeźwo - upominał się w duchu, jednak chyba niezbyt mu to wychodziło.
- Dobra, czas zaszaleć - zdecydował się desperacko. Zwrócisz ich uwagę, strzelisz z procy, pokażesz tyłek, cokolwiek. Ja tymczasem postaram zniszczyć się aparaturę i składniki niezbędne do rytuału.
Przecisnął się przez szczelinę, ostrożnie wyjął toksyczną strzałę i drżącymi rękoma naciągnął lekko na cięciwę.
Oby to wszystko było warte mojej śmierci.
Oby.
Offline
- Ekhem, z całym szacunkiem, ale mam wrażenie, ze cię chyba pochrzaniło. - odważył się zauważyć chłopiec. - Jeśli najpierw zniszczysz ołtarz, to będziesz miał na głowie stado rozwścieczonych półnagich kobiet. Wiem, że masz to zapewne na co dzień, ale te tutaj mają broń. Ale jeśli najpierw się ich pozbędziemy, to nikt nie będzie przeszkadzał w niszczeniu aparatury. - mówił chłopiec szeptem, przeciskając się przez pierwsze metry szczeliny.
- Po za tym, nie lepiej zabijać je po kolei, żeby pozbyć się ich jak najwięcej bez alarmu? Wiesz, najpierw zabijać te, co stoją osamotnione, na brzegach komnaty. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ale co ja mogę wiedzieć? Jestem jedynie biednym nędzarzem z ulicy szczurów.
Offline
Administrator
- Jak zwykle masz rację - stwierdził z dozą zazdrości i niechęci.
Zrobiło mu się trochę głupio. Trochę? To zbyt łagodne określenie. Z każdym "świetnym pomysłem" towarzysza w miarę wysoka samoocena żołnierza malała stopniowo. Dobrze, że Duncan mnie nie widzi - pomyślał z gorzkich uśmiechem, który wykwitł na myśl o twardym dowódcy.
- Wchodzimy.
Był już zniecierpliwiony. Wiedział, że uspokoi się dopiero gdy będzie po wszystkim.
Jak wygląda "po wszystkim" - przeszło mu przez głowę, gdy wszedł we wnękę i kierował się intuicją macając drogę przed sobą.
Ciche kroki, jak najcichsze.
Tirvatar nie chciał robić najmniejszego hałasu. Szybko, bezszelestnie zlikwidować sekciarki.
Dwudziestu? Gdy wyobraził sobie ich liczbę, zakręciło mu się w głowie. Nie zdołam zabić dwudziestu bez wykrycia!
Offline
- Najpierw atakujmy te uzbrojone... - szepnął chłopiec. W oddali widziałeś jasną plamę. Dochodziliście do jaskini. Walka była coraz bliżej, a po chłopcu wcale nie było widać lęku. Przełknął tylko ślinę i uśmiechnął się do ciebie pocieszająco.
Twoich uszu dosięgnął monotonny śpiew. Nie rozumiałeś słów, ale ciarki przeszły ci po ciele. Po kilku minutach skradania staliście już w środku jaskini, ponad głowami kobiet. Ołtarz był po waszej prawej stronie. Gdy zerknąłeś w jego stronę, nie mogłeś oderwać od niego oczu.
Na szerokim kamiennym stole ułożona była z różnych części ciała, należących do innych kobiet, kukła. Pozszywana została, na oko, dratwą. Naprzeciwko ołtarza siedziało kilkanaście kobiet, które poruszały rękoma w takt przerażającej pieśni. Za nimi w rzędzie stały kobiety uzbrojone. Zauważyłeś, że ich broń nie byłą tylko marną atrapą, ale porządną robotą. Tak więc z planu załatwiania kobiet od zewnątrz do wewnątrz pozostały strzępki złudnej nadziei.
Chłopiec westchnął bezgłośnie, po czym spojrzał na ciebie. Pokazał dłonią, byś się położył, po czym sam przyległ do ziemi. Wyciągnął procę i fiolkę z zabójczą mazią. Znalazł maleńkie kamyczki, wielkości muchy. Obsmarował ją mazią i nałożył na gumę w procy. Mrugnął do ciebie okiem i, uśmiechając się, wycelował w jedną z modlących się kobiet. Wypuścił kamień. Blondynka, siedząca w środku, przetarła się po szyi, po czym, zdezorientowana, powróciła do modłów.
Chłopiec spojrzał na ciebie.
- Poczekajmy chwilę. - wyszeptał najciszej jak się dało.
Chłopiec wystawił dłoń i pokazał pięć palców. Schował jednego, następnie kolejnego... 3, 2, 1...
W jaskini wzniósł się krzyk. Kobieta, która została trafiona kamyczkiem, upadła na ziemię. Wszystkie nieuzbrojone rzuciły się jej do pomocy, a wraz z nimi połowa uzbrojonych.
- Teraz Twoja kolej. - wyszeptał chłopak i spojrzał na łuk.
Offline
Administrator
Na jego twarzy zagościł uśmiech zadowolenia. Wziął głęboki oddech, przymknął oczy. Z wyjątkową ostrożnością wyjął cztery strzały z kołczana i położył na ziemi. Wstrzymał oddech i oddał strzał w uzbrojoną sekciarkę, która nie przyłączyła się do pomocy towarzyszce. Celował w szyję i miał nadzieję, że pocisk właśnie tam się znajdzie.
Serce biło mu niesamowicie szybko. Świadom był ogromnego ryzyka, którego bieg przed chwilą zaczął jego towarzysz. Zakręciło mu się w głowie. Przykucnął przy skalnej ścianie oddychając głęboko.
To mnie przerasta, jestem szaleńcem - nagła myśl wwiercała mu się w głowę. Granica między względnym spokojem, a nieopanowaną paniką była naprawdę znikoma.
Opanuj się - przywołał się nagle do porządku, przecież bogowie zawsze są przychylni dobrej sprawie, dasz radę! Wyprostował się w strzeleckiej pozie i podnosząc co chwilę strzały celował bez lęku w uzbrojone sekciarki. Raz po raz spoglądał ponaglająco na chłopaka by pomagał mu w walce.
Offline
Dzięki temu nagłemu atakowi, udało wam się pozbyć pięć kobiet. I zapewne wynik ten rósłby, gdyby nie tylko interwencja nagich dziewcząt. Początkowo wydawały się być niegroźne, lecz gdy tylko wypowiedziały pierwsze zaklęcia, poczułeś ból w mięśniach całego ciała.
Nagle mocne szarpnięcie za nogę powaliło cię na ziemię. Poobijałeś nieco łokcie, jednak ból wywołany zaklęciem ustał. Chłopiec przełknął ślinę, widać było, że starał się coś wymyślić.
- Nie mogą cię widzieć, czar wtedy nie działa. - powiedział szybko. - Cholera! Mogłem się spodziewać, że to czarownice! - zaklął jeszcze raz pod nosem i nie ukrywał tego, że jest na siebie wściekły.
Wiedziałeś, że kwestią czasu było dotarcie do was przeciwników.
- Co teraz, co teraz... - szeptał nerwowo chłopak, obracając głową. Gdy spojrzał na szczelinę, którą przyszliście, zagryzł wargi.
Offline
Administrator
Tirvatar drżącymi rękoma przeczesał palcami swoje długie włosy. Zajęło mu to sporo czasu, ponieważ podczas wyprawy urosły o spory kawałek wielkości. Z trudem przeturlał się w bok, w stronę wyjścia, aby schować się za półką skalną. Miał nadzieję, że ta interwencja zniweczy plany magów, a jego stan poprawi się na tyle, by mógł dalej walczyć.
Offline